Próba umówiona na godzinę 18:00. O 17:40 przychodzi gitarzysta, który postanowił ograć swoje nowe wiosło (ewentualnie sprawdzić nowe struny, strój czy efekt). Wykorzystując nieobecność pozostałych członków kapeli, gitarzysta zwiększa głośność wzmacniacza, tak na chwilę, żeby lepiej poczuć swoje nowe cacko. W międzyczasie schodzą się pozostali muzycy, od progu komplementując popisy kamrata i ochoczo dołączają do wspólnego jammowania. O 18:20 przybywa perkusista, zasiadając za zestawem, dostosowuje swoją grę do rozgrzanych już współtwórców. Jest fajnie, prawdopodobnie powstanie z tego nowy kawałek, ba, może nawet hit!
Uważny słuchacz zaobserwuje, że zabawa, w której biorą udział muzycy, sprawia radość jedynie im samym. Radość z grania góruje nad wartością merytoryczną, czego przyczyną jest ZBYT DUŻA GŁOŚNOŚĆ CAŁEGO ZESPOŁU!!! Wokale toną w masie dźwięku pomimo krzyków gardłowego i maksymalnego wysterowania poziomów w mikserze. Blachy wraz z werblem przytykają bębenki w uszach, linia basu jest nieczytelna, a jej obecność odczytać można jedynie z rezonującej zawartości butelki piwa.
Inicjujący próbę gitarzysta, pod wpływem emocji „rozkręcił” swój piec zapoczątkowując tym samym ogólną głośność zespołu. Dopóki grał sam, nie stanowiło to problemu, jednak każdy dołączający do jammowania muzyk dostosowywał swoją głośność do ZA GŁOŚNEGO już wzmacniacza gitarowego. W rezultacie jeden instrument dominował nad innym, a współdzielone częstotliwości maskowały instrument o mniejszej głośności.
Każdy członek zespołu musi być w stanie usłyszeć, co gra, a także usłyszeć, co grają inni. Nie każdy zespół może pozwolić sobie na realizatora dźwięku obsługującego próbę, ale korzystając z kilku podstawowych koncepcji miksowania muzyki, może poprawić wyrazistość brzmienia. Najważniejszym narzędziem w zaistniałej sytuacji jest potencjometr głośności.
Jeśli chcesz poznać więcej porad na podobne tematy, przejrzyj wpisy na moim blogu, oraz odwiedź mój fan page na Facebooku: https://www.facebook.com/BitewRobienie/